Majówka trwa w najlepsze, dla niektórych już od soboty, dla innych – od jutra. Jest piękna pogoda (w Krakowie ma być 30 stopni), świeci słońce – nic tylko wypoczywać i ładować akumulatory.
Kto by myślał o sądach w tak przyjemnych okolicznościach przyrody.
Jednak czasami trzeba. Okazuje się, że tydzień przed weekendem majowym, szczególnie tak długim jak w tym roku, to wymarzony dla pracodawców okres na rozwiązywanie umów o pracę. Najlepszym dniem był piątek 27 kwietnia, zwłaszcza jeżeli chciało się zwolnić pracownika, która wziął urlop na poniedziałek, środę i piątek w kolejnym tygodniu.
Dlaczego?
Ponieważ pracownik zazwyczaj myślami jest daleko od spraw formalnych i z niecierpliwością oczekuje na dni wolne, podczas których wyjedzie i odpocznie. Nie w głowie mu odwołania do sądu pracy, nie mówiąc już o szukaniu pomocy u prawników, którzy zapewne również wyjechali na majówkę.
Skutek jest taki, że duża część wypowiedzeń składanych w tym okresie nie jest kwestionowana przed sądem pracy albo odwołania składane są zbyt późno. Trzeba bowiem pamiętać, że na odwołanie od wypowiedzenia umowy o pracę pracownik ma tylko 7 dni. Są to dni kalendarzowe, a nie robocze. Jeżeli więc pracownik otrzymał wypowiedzenie w zeszłym tygodniu, termin na odwołanie się mija w samym środku majówki.
Brak odwołania albo jego oddalenie z powodu przekroczenia terminu (o ile nie został złożony i uwzględniony wniosek o przywrócenie terminu) powoduje, że wypowiedzenie umowy o pracę jest uważane za uzasadnione i zgodne z prawem.
Co można zrobić?
Odwołanie do sądu pracy wystarczy nadać pocztą w ostatnim dniu terminu, nawet z drugiego końca Polski. Nie jest to rozwiązanie idealne, ale niestety innego nie ma. Można jeszcze potem wnioskować o przywrócenie terminu do wniesienia odwołania, lecz osobiście sądzę, że „majówkowe” przyczyny niedotrzymania terminu raczej nie zostaną uwzględnione przez sąd.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }